Portal nr 1 w powiecie bolesławieckim
REKLAMA 1,5% podatku dla Klekusiowo
BolecFORUM Nowy temat
Wróć do komentowanego artykułu:
Tajemnica szmaragdu - odcinek szósty
~~Marengo Przymiotno niezalogowany
13 września 2020r. o 22:31
:D
Dobranoc Emc2 :)

chamski chadziar zwany Panną :)
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~~Bakłażanowa Trytoma niezalogowany
14 września 2020r. o 1:15
Wracamy do badania śluzy,
************************************************
Julia z pewnym wysiłkiem wyprowadziła rower z piwnicy po schodach do góry, wyszła z klatki, zobaczyła Bolka i zwinąwszy język w rurkę zagwizdała na niego bez użycia palców. Bolek tak nie potrafił i gwizdał zawsze z palcami w ustach. Na dworze było jeszcze jasno, bo mieli właśnie najdłuższy dzień roku, który chylił się ku końcowi. Bolek, kręcący jak mały dzieciak ósemki po parkingu i irytująco dzwoniący co chwilę dzwonkiem przy kierownicy, podniósł głowę, zatrzymał rower i zauważywszy Julię w bluzie, długich spodniach i z torbą przerzuconą przez ramię, machnął na nią przyzywająco ręką. Julia wsiadła na siodełko, podjechała do Bolka chodnikiem i rzuciła krótkie przywitanie, jak zwykle gdy tryskała dobrym humorem:
- Cześć, Romeo!
Bolek odwzajemnił się docinkiem o zabarwieniu folklorystyczno-etnograficznym:
- To panienka nie odsypia puszczania wianków ubiegłej nocy świętojańskiej?
- A co? Chciałbyś, żebym znalazła innego kandydata na żonkosia? – pif paf, rozpoczął się festiwal docinków i złośliwości. Rywalizacja z Julką w tej konkurencji była z góry skazana na przegraną, ale starał się nigdy nie tchórzyć. Zwykle trzymał gardę do drugiej rundy. Od trzeciej opuszczał już rękawicę, więc jego szanse drastycznie spadały i wtedy szybko dostawał nokaut. Bywało, że kiedy nie miał nastroju, poddawał się po prostu walkowerem.
- Wygrałaś! – Bolek odpuścił już w drugiej rundzie, bo zależało mu, by nie marnowali czasu tego wieczora. Poprawił swój niewielki plecak na grzbiecie i zakomenderował. – Ruszamy.

Julia, zadowolona z wygranego pojedynku, pojechała jak zwykle pierwsza. A Bolek jak zwykle za nią. Miało to największy sens wieczorem i w nocy, bo rower Julii miał sprawną przednią lampę. Lampa świeciła, bo dynamo było sprawne. Gazela Bolka nie dość, że nie miała w ogóle przedniej lampy, to jeszcze nie miała dynama, nawet zepsutego. Tylną lampę Gazela i owszem posiadała, ale niesprawną. Bolek twierdził, że żaróweczka jest tam tylko przepalona. Ale bez dynama trudno to było jednak empirycznie stwierdzić.

Zanim niebo zrobiło się całkiem granatowe i pięknie rozgwieżdżone, zdążyli dotrzeć do wyznaczonego dzień wcześniej miejsca przy śluzie na terenie Waldschloss. Gdy zatrzymali rowery i ukryli je w szuwarach, Julia wyjęła latarkę i ją zapaliła. Szybko odnaleźli wbitą w ziemię zieloną butelkę, mimo że w ciemności wszystko wyglądało jakoś inaczej.
- Przebieramy się. - rzuciła Julia. Przekazała latarkę Bolkowi, a ten oświetlił promieniem latarki jej twarz. Julia położyła torbę na ziemi, otworzyła ją, po czym zaczęła wyciągać elementy stroju do nurkowania, układając je obok torby. Popatrzyła z pretensją na Bolka. – Jaśnie hrabia raczy się odwrócić i świecić trochę obok.
- Aaa, no jasne. – Bolek wykonał polecenie. Po krótkiej chwili Julia, ubrana w przylegający strój do nurkowania poklepała go po ramieniu. – Teraz ty. - odebrała Bolkowi latarkę, przyświeciła mu, ale się nie odwróciła. – No, bo chyba slipki zostawisz, co nie?

Bolek, zapewne całkowicie pochłonięty myślą o skarbach, które miał nadzieję znaleźć i stać się dzięki nim bogatym i sławnym Bolesławem, pomylił najpierw nogawki, a potem też rękawy swojego stroju. Zmiana garderoby zajęła mu więc dużo więcej czasu niż Julce, czym przyniósł wstyd rodzajowi męskiemu. Uporawszy się wreszcie z tym arcytrudnym zadaniem, wyjął ze swojego plecaka okulary i swoją wodoszczelną latarkę. Torby z zapakowanymi do nich ubraniami, w których przyjechali, położyli przy rowerach. Wyposażeni w stroje, okulary i latarki wodoszczelne zaczęli powoli i ostrożnie wchodzić pomiędzy trzcinami do wody trzymając się za wolne od latarek ręce. Woda nie była zbyt zimna, bo był to ciepły koniec czerwca, a zbiornik do głębokich nie należał. Na szczęście dla nich komarzyce nie wywęszyły też świeżej krwi, albo były zwyczajnie już opite jak bąki, bo jakoś zbyt zajadle nie atakowały.

- Trochę się boję, Bolek. Może trzeba było jednak za dnia? – rzuciła Julia, nie oczekując jednak żadnej odpowiedzi.
Było trochę za późno na wahanie. Bolesław ścisnął Julię trochę mocniej za rękę, jakby chciał jej dodać otuchy. Sam też już nie był do końca przekonany, czy to dobry pomysł nurkować w nieznanym miejscu nocą przed północą.

Kiedy weszli do wody po pas, Bolesław pociągnął Julię w prawo, w kierunku śluzy. Pod nogami czuli cały czas jakieś wodorosty, ale nie przeszkadzało im to w posuwaniu się po dnie. Zanim znaleźli się pomiędzy krawędziami dawnej śluzy dno wyraźnie się obniżyło, aż wreszcie musieli zacząć poruszać rękami i nogami, by utrzymać głowy na powierzchni. Kiedy już nawet wyższy od Julii Bolek nie mógł dosięgnąć stopami dna, powiedział do niej:
- Teraz powoli nabieramy głęboko powietrza. Trzymaj się mojej ręki, Julka. Raz, dwa i trzy.

Wykonali jednocześnie głęboki wdech i powoli zanurzyli się pod wodę. Woda była trochę mętna, ale dzięki latarkom nie było tak źle z widocznością. Bolek pociągnął Julię do krawędzi śluzy, tej od strony lasu, a ona płynęła tuż obok niego. Już po chwili natrafili pod wodą na betonową konstrukcję, w której nieco niżej widniał otwór na tyle duży, że dorosły człowiek mógł przezeń bez problemu przepłynąć. Bolek puścił rękę Julii i wpłynął do otworu pierwszy. Julia trzymała się tuż za nim, a światło latarki oświetlało go tylko we fragmencie od gołych stóp do ubranych pośladków.

Po kilku metrach tunel się rozszerzył i Bolesław zaczął płynąć nieco w górę, sądząc pewnie, że za chwilę dotrą do miejsca, w którym będą mogli wynurzyć się na powierzchnię, ale już gdzieś w tajemniczym, zalanym wodą tunelu. Przeczucie nie myliło Bolka, bo po kolejnych kilku metrach udało mu się wynurzyć głowę ponad powierzchnię wody, a po chwili to samo zrobiła Julia. Nie poszło tak źle, bo obydwoje mieli jeszcze zapas powietrza na następne kilka metrów.

Wyciągnęli nad wodę latarki i rozejrzeli się dokoła, nadal machając nogami, bo nie czuli jeszcze twardej powierzchni pod stopami. Sufit znajdował się dość nisko nad nimi, niecały metr nad ciemną powierzchnią wody, a ściany po bokach były pionowe do samego sufitu. Szerokość tunelu ocenili na jakieś półtora metra. Na pewno tunelem nikt dawniej nie pływał. Doszli do wniosku, że służył raczej jako kanał zasilający w wodę. Ale co?

Za sobą widzieli wyraźnie, że sufit obniża się w kierunku, z którego przypłynęli. Przed sobą jak sięgnąć okiem i światłem latarki, sufit tunelu nie podnosił się. Wydawało im się jednak , że po kilkunastu metrach tunel skręca ostro w prawo.
- Trochę śmierdzi stęchlizną, ale na szczęście da się oddychać. – oceniła Julia. – Więc musi gdzieś istnieć dopływ powietrza z zewnątrz.
- Owszem. Ciekawe gdzie? Może kanał dochodzi do podziemi dawnej restauracji? Nie dowiemy się, dopóki nie zbadamy tunelu w dalszej części. – stwierdził Bolek, po czym zaproponował. – Jula, sprawdź prawą ścianę, ja sprawdzę lewą. Może wyczujemy jakiś stopień, na którym można by było stanąć.

Okazało się, że Bolek znowu miał rację. Julka wyczuła prawą stopą pod ścianą stopień, który był na tyle szeroki, że dawał możliwość oparcia stóp. Można zatem było poruszać się po tunelu na nogach, ale niestety tylko w pozycji mocno pochylonej.
- To co robi… AAAA!! – znienacka wydarła się Julia. – Bolek! Tu coś pływa! Może to trup!! – wpadła w prawdziwą panikę, a Bolek w świetle latarki zauważył jakiś ciemny, wijący się kształt, który tylko śmignął pomiędzy nimi w kierunku śluzy i za chwilę zniknął pod wodą.
- Jula, spokojnie, to tylko wydra! – pocieszył ją Bolek, ukrywając jednak, że sam najadł się przez chwilę strachu. – Ciekawe, czy z kolczykiem? – przypomniał sobie wczorajszą historię z myśliwym.

- Wracajmy, Bolek, boję się tu dłużej zostawać! – wyraźnie płaczliwym tonem poprosiła Julia.
- Nie przesadzaj, Julcia, moim zdaniem oprócz wydr na nic więcej tutaj nie natrafimy. – starał się ją uspokoić Bolesław. Ale nie mógł zignorować jej obaw. Zamiast tego zaproponował. – Dobra, wrócimy, ale najpierw sprawdzimy ten zakręt na końcu tunelu. To niedaleko, więc schyleni damy radę przejść tam na nogach, dobra?
- Dobra, Bolek. – zgodziła się Julia. - Skoro znaleźliśmy ten tajemniczy tunel, to znaczy, że miałeś nosa. Albo farta. Ufam ci, skoro twierdzisz, że jesteśmy tu w miarę bezpieczni. Ruszajmy. Idź pierwszy. Jakby co, to ciebie zmory zjedzą pierwszego. Może jak się najedzą, to mnie zostawią w spokoju – zdobyła się mimo wszystko na żart Julia. Zaśmiali się i atmosfera nieco się rozluźniła.

Potem ruszyli zgięci w pół jak dwoje staruszków, poruszając się powoli przy prawej ścianie tunelu wypełnionego wodą. Krok za krokiem. W nieznane. Albo w zapomniane.
***********************************************
Pozdrawiam,
M.
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~~Bakłażanowa Trytoma niezalogowany
14 września 2020r. o 20:13
Przyznam, że niezmiernie ucieszyły mnie pozdrowienia w programie "W samo południe" z 7 września. Zwracam je podwójnie. Zmartwiło mnie natomiast, że Pan Bernard nie nadrobił lektury. Ale na szczęście po męsku się do tego przyznał. Na politycznej wyspie miejscowi kanibale zaraz by go zjedli na surowo albo przypieczonego z jednej strony.
Jeżeli jednak lekturę nadrobi, spróbujemy wpleść ten ciepły grzejnik i jakąś niezbyt krwawą manifestację w intrygę.

Sugestia włączenia do fabuły rzeczywistych postaci z życia publicznego może nie być dobrze przyjęta, bo siłą rzeczy musielibyśmy nadać im jakieś charakterystyczne, niekoniecznie przyjemne, ale nadające się do uwypuklenia i wyśmiania cechy, czy wyposażyć ich w jakieś skrywane nawyki.
Nie jesteśmy kabaretem, nie możemy tutaj bezkarnie wyśmiewać. Nie pomoże nawet dopisek "zbieżność nazwisk przypadkowa" ani "based on true events".
Ktoś może mieć zbyt duże ego lub zbyt mały dystans do samego siebie, a potem w nerwach pociągnąć za jakieś sznurki, choćby od snopowiązałki. Zaraz by też każdy zdeklarowany politycznie próbował na siłę wypychać autorów tekstu i w ogóle portal na przeciwną stronę boiska politycznego. A potem próbował przeciwnikowi dokopać piłką, co najmniej lekarską.
Pozdrawiam,
M.
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
4335
#Pannazdzieckiem nieaktywny
14 września 2020r. o 20:58
~~Bakłażanowa Trytoma napisał(a): Przyznam, że niezmiernie ucieszyły mnie pozdrowienia w programie "W samo południe" z 7 września. Zwracam je podwójnie. Zmartwiło mnie natomiast, że Pan Bernard nie nadrobił lektury. Ale na szczęście po męsku się do tego przyznał. Na politycznej wyspie miejscowi kanibale zaraz by go zjedli na surowo albo przypieczonego z jednej strony.
Jeżeli jednak lekturę nadrobi, spróbujemy wpleść ten ciepły grzejnik i jakąś niezbyt krwawą manifestację w intrygę.

Sugestia włączenia do fabuły rzeczywistych postaci z życia publicznego może nie być dobrze przyjęta, bo siłą rzeczy musielibyśmy nadać im jakieś charakterystyczne, niekoniecznie przyjemne, ale nadające się do uwypuklenia i wyśmiania cechy, czy wyposażyć ich w jakieś skrywane nawyki.
Nie jesteśmy kabaretem, nie możemy tutaj bezkarnie wyśmiewać. Nie pomoże nawet dopisek "zbieżność nazwisk przypadkowa" ani "based on true events".
Ktoś może mieć zbyt duże ego lub zbyt mały dystans do samego siebie, a potem w nerwach pociągnąć za jakieś sznurki, choćby od snopowiązałki. Zaraz by też każdy zdeklarowany politycznie próbował na siłę wypychać autorów tekstu i w ogóle portal na przeciwną stronę boiska politycznego. A potem próbował przeciwnikowi dokopać piłką, co najmniej lekarską.
Pozdrawiam,
M.


:D :D :D Emcekwadrat , ja głupek proszę Cię pisz dalej ... Karolino. Nie ma nic bardziej ważnego od wyobraźni :) Cham i prostak Ci to mówi :)

Ludzie w zasadzie myślą logicznie. Problem polega na tym , że operują na nie pełnych , bądź fałszywych informacjach. I dlatego taką logikę trzeba w du... ży kapelusz włożyć . Krzysztof Karoń.
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~~Ceglastoróżowy Agrest niezalogowany
15 września 2020r. o 10:35
a gdzie niby są takie podziemia
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~~Różowy Len niezalogowany
15 września 2020r. o 10:49
~~Ceglastoróżowy Agrest napisał(a): a gdzie niby są takie podziemia

Po I Wojnie Światowej na Niemcy nałożono embargo na produkcje broni. A Niemcy przecież jak sobie jakiejś bombki nie zrobią to żyć nie potrafią. Zaczęli więc produkować zakazane wyroby tu na Dolnym Śląsku, który był traktowany przez nich podobnie jak Syberia przez Rosjan. Teren dziki i mało zbadany. Dla pewności, wszelką produkcje prowadzono w ukrytych fabrykach, najczęściej podziemnych.
W latach 80-tych mieliśmy w Polsce sławnego przestępcę Zdzisława Najmrodzkiego, który wielokrotnie wymykał się ówczesnej Milicji. Upodobał sobie okolice Bolesławca. Podobno dlatego że miał tu podziemne kryjówki.
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~~Ceglastoróżowy Agrest niezalogowany
15 września 2020r. o 10:49
Pannazdzieckiem napisał(a):
~~Bakłażanowa Trytoma napisał(a): Przyznam, że niezmiernie ucieszyły mnie pozdrowienia w programie "W samo południe" z 7 września. Zwracam je podwójnie. Zmartwiło mnie natomiast, że Pan Bernard nie nadrobił lektury. Ale na szczęście po męsku się do tego przyznał. Na politycznej wyspie miejscowi kanibale zaraz by go zjedli na surowo albo przypieczonego z jednej strony.
Jeżeli jednak lekturę nadrobi, spróbujemy wpleść ten ciepły grzejnik i jakąś niezbyt krwawą manifestację w intrygę.

Sugestia włączenia do fabuły rzeczywistych postaci z życia publicznego może nie być dobrze przyjęta, bo siłą rzeczy musielibyśmy nadać im jakieś charakterystyczne, niekoniecznie przyjemne, ale nadające się do uwypuklenia i wyśmiania cechy, czy wyposażyć ich w jakieś skrywane nawyki.
Nie jesteśmy kabaretem, nie możemy tutaj bezkarnie wyśmiewać. Nie pomoże nawet dopisek "zbieżność nazwisk przypadkowa" ani "based on true events".
Ktoś może mieć zbyt duże ego lub zbyt mały dystans do samego siebie, a potem w nerwach pociągnąć za jakieś sznurki, choćby od snopowiązałki. Zaraz by też każdy zdeklarowany politycznie próbował na siłę wypychać autorów tekstu i w ogóle portal na przeciwną stronę boiska politycznego. A potem próbował przeciwnikowi dokopać piłką, co najmniej lekarską.
Pozdrawiam,
M.


:D :D :D Emcekwadrat , ja głupek proszę Cię pisz dalej ... Karolino. Nie ma nic bardziej ważnego od wyobraźni :) Cham i prostak Ci to mówi :)


Ludzie w zasadzie myślą logicznie. Problem polega na tym , że operują na nie pełnych , bądź fałszywych informacjach. I dlatego taką logikę trzeba w du... ży kapelusz włożyć . Krzysztof Karoń.
jak napisać: nie pełnych czy niepełnych
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~Brudnobiała Cebulica niezalogowany
15 września 2020r. o 14:13
Nie wie, czy dalsza część jest na Wasze nerwy, bo ja pod koniec nie wytrzymałem...
********************
Julia wyskoczyła z samochodu, jak poparzona, chociaż siedzenia w mercedesie nie były podgrzewane. Zapomniała nie tylko o normalnym, ale też choćby oschłym pożegnaniu z Bolesławem. Gdy dobiegła do otwartej bramy, rzuciła jeszcze kątem oka na stojące nadal dwie posesje dalej auto Bolka i stwierdziła, że siedząc tam w środku zdezorientowany, ani chybi sobie biedak teraz pomyśli, że jest jakaś niewychowana, albo nie do końca zrównoważona. Spanikowała, bo myślała, że po zgaszeniu silnika, Bolek wysiądzie i będzie ją chciał odprowadzić pod samą furtkę, dżentelmen jeden. Może nawet wziąłby jej plecak, ją samą pod rączkę i może nawet wystawiłby policzek w oczekiwaniu na pożegnalnego całusa, zanim Julia zniknęłaby w drzwiach domu. Bolek dżentelmen i Bolek romantyk. Niebywałe.


Wchodząc na słabo oświetlone podwórko zdała sobie sprawę, że nie ustalili godziny przyjazdu Bolesława w środku nocy. Ale przecież miał jej numer telefonu. Zaraz pewnie zadzwoni, albo wyśle SMS-a. Może doda nawet na końcu „Tęsknię” albo „Twój Bolek”. No jasne, że mój, bo czyj miałby być, jak nie mój – pomyślała z pewną dozą zazdrości. Otrzymali wreszcie długo wyczekiwaną szansę naprawić, czy choćby połatać strzępy tego, co zostało niegdyś rozdarte. Już się nie bała nazwać tego po prostu - miłością. Odzyskaną, odnalezioną, odkopaną, ale jednak miłością. Nie ma innego słowa na to. I wiedziała już, że nigdy nie było.


Już chciała wyjąć z kieszeni spodni pęk kluczy, kiedy usłyszała jak samochód na ulicy zapala silnik, a zza drzwi dobiegł ją wyraźny szelest kroków. Ktoś z tamtej strony powoli podszedł do drzwi, przekręcił dwa razy klucz w dolnym zamku, dwa razy odkręcił gałkę w zamku górnym i drzwi uchyliły się, ale ledwie na szerokość jednego łypiącego oka.


- Kto tu o tej porze? – odezwał się powoli, niskim schrypniętym głosem właściciel oka.

- Cześć, wujku, to ja Tosia. Jeszcze nie śpisz? – odpowiedziała również powoli, ale podniesionym głosem do staruszka, którego nazwała swoim wujkiem.

Wujek Zygmunt wiosną skończył osiemdziesiąt dwa lata. Z trudem poruszał się, lekko niedosłyszał, a i widział coraz gorzej. Po nagłej śmierci cioci Aliny sześć lat temu, wujek niestety poddał się. Nie odnajdował w sobie już takiej chęci do życia, jak kiedyś. Jego organizm wyczuł tę zmianę w psychice i zareagował obniżaniem sprawności organów, narządów i układów, wszystkich po kolei. Nie pomagało pocieszanie, pomaganie, czy próby zachęcania go do przeróżnych aktywności.


- Aaa, to ty. Wejdź, moje dziecko. – wujek otworzył drzwi na oścież, odsunął się na bok, wpuścił Julię, ale zanim zamknął z powrotem drzwi, wystawił głowę i rozejrzał się podejrzliwie w lewo i w prawo. Dopiero po tym rytuale domknął drzwi i przekręcił gałkę górnego zamka, a potem klucz w zamku dolnym. Oba po dwa razy. O tym zawsze pamiętał. „Mój dom moją twierdzą” – pomyślała Julia.

- Jeśli masz jakieś obawy, to może lepiej zamykać bramę? – rzuciła, siadając na stojącą w korytarzu ławkę i zdejmując z ulgą buty, jeden po drugim. Plecak położyła obok siebie na ławce.

- Trzymać sztamę? Ale z kim? Teraz to już nikomu nie można wierzyć! – nie dosłyszał wujek.

- Za-my-kać bra-mę! – podgłośniła i przesylabizowała Julia.

- A, bramę. To nic nie pomoże, bo jak zechcą to i tak wlezą i zjedzą nasze papierówki. Ale jak chcesz, córcia, to zamykaj, zamykaj. – a potem wujka naszły refleksje o stosunkach dobrosąsiedzkich. - Kiedyś tutaj nikt niczego nie kradł. Wszyscy się znali. Teraz to sami podejrzani kręcą się. I tych domów, tam z tyłu, coraz więcej. - dodał, pokazując kciukiem za plecy. - I takie wielkie te domy. Sami bogacze chyba. Wszystko wykupią niedługo, moje dziecko, wszystko zabiorą. I gdzie się wtedy podziejemy?


Wujek zawsze traktował Julię vel Tosię jak swoje dziecko, bo własnych z ciocią nie mieli. Postał jeszcze chwilę patrząc, jak zdejmuje i wiesza na wieszaku bluzę oraz rozpina i zaczyna przeglądać zawartość plecaka. Na pewno bał się, że bandyci kiedyś zrobią Tosi krzywdę, jak tak będzie włóczyć się po nocach. Nie omieszkał wyrazić więc swojej nadopiekuńczości.

- Niepokoiliśmy się o ciebie, Tosia. Długo cię nie było i późno wróciłaś. Przegapiłaś swój serial, ale jutro powtarzają. Tylko, że przed południem, więc jeśli nie idziesz jutro do pracy, to sobie obejrzysz. Razem ze mną przy herbatce i ciasteczkach. Upiekłaś w niedzielę takie dobre ciasteczka! – rozgadał się wujek. Pyszne ciasteczka skończyły się już w poniedziałek. Julia w takich momentach nie przerywała mu jednak, bo podczas takich monologów wydawał się taki przytomnie obecny i logicznie mówiący. Nawet chętnie żartował.


- Dziękuję, wujku. Jutro nie mam dyżuru, ale wie wujek jak to jest. Jak wezwą, to nie ma, czy dzień, czy noc. Się jedzie. – nawiązała do rodzaju i trybu wykonywanej przez siebie pracy Julia. Mimo, że lata pracy pozwoliłyby jej już iść na strażacką emeryturę, to nie chciała rezygnować z pracy. Jeszcze nie mogła. Wujek ruszył powoli w stronę kuchni, szurając kapciami.

- Cóż, służba nie drużba. Tylko musisz uważać na siebie, Tosieńko. Pamiętaj, że z ogniem nie ma żartów. – wujek najwyraźniej zapomniał, że akcje gaszenia pożarów to nie jest już obecne zajęcie Julii. Wszedł do kuchni. – Zrobię ci herbaty, córciu. – Dorzucił już z zza drzwi kuchennych.


- Dziękuję, wujku! Zaraz przyjdę. – podniosła mocniej głos Julia, żeby ją dosłyszał. Ale pewności nie miała. Ze słuchem wujka było coraz gorzej. Na tyle źle, że kiedy oglądał telewizję, dzwonili sąsiedzi z drugiej części bliźniaczego budynku. Jedna ściana, a ile problemów. Prawie jak u Fredry.

Kiedyś sąsiedzi pukali w ścianę, ale wujek przestał pukanie słyszeć, więc przestali. Potem przychodzili i pukali lub dzwonili do drzwi. Ale i tego nie zawsze wujek był w stanie dosłyszeć. Potem zaczęli dzwonić na telefon stacjonarny, ale Julia i wujek postanowili trzy lata temu z niego zrezygnować. Zostawili tylko niezbędny dostęp do Internetu. Strzałem w dziesiątkę, za co sąsiedzi zapewne zanosili Bogu podziękowania do dzisiaj, okazał się zakup telefonu komórkowego. Takiego dla starszych ludzi z wielkimi cyframi. Mocno świecił i mocno wibrował jak dzwonił. Wujek szybko nauczył się go nosić przy sobie. Jak tylko telefon dzwonił, świecił, wibrował i wyświetlał nazwisko sąsiadów „Słowik” podczas oglądania przez wujka telewizji, natychmiast sięgał on po pilota i ściszał telewizor. Ale z reguły nie na długo. Do następnego odcinka serialu, które wujek z pasją oglądał.


Julka musiała zmienić jeszcze te niewygodne i zbyt ciepłe spodnie. W ogóle musiała się cała przebrać. Postanowiła się też trochę „ogarnąć”, jak to wcześniej zasugerował Bolesław. Była jednak pewna, że zajmie jej to zdecydowanie mniej niż dwie godziny. Facet może i znał się na porządkowaniu garażu, ale na pewno nie znał się na kobiecym ogarnianiu. Ani trochę. Dwie godziny. Phi tam.


Kiedy wujek zapewne już nastawiał wodę na herbatę, w telefonie Julii piknął sygnał SMS. Wyjęła telefon z plecaka. To był oczywiście Bolek. Żadnego „Kocham”, „Tęsknię”, „Twój Bolek”, nic z tych rzeczy. Po prostu „23:45”. Próbuje się ze mną, drań. Pewnie czeka na moje wyznanie i jest ciekawy, jak ja odpiszę, pomyślała. Dobra. W porządku. To masz: „OK” i poszło. Uśmiechnęła się pod nosem. Też się domyślaj reszty, cwaniaku. Przechodząc koło otwartych drzwi kuchni, zobaczyła wujka otwierającego szafkę ze szklankami i popatrzyła na zegar wiszący na przeciwległej ścianie. Za pięć dziesiąta. Mniej niż dwie godziny. Ups! Rzeczywiście musiała zgęścić ruchy, jeśli miała się wyrobić.


Weszła po schodach na piętro. Poczuła, że bolą ją już nogi, pewnie od tego łażenia po lesie. Kiedy znalazła się w swoim pokoju, zdjęła spodnie i rzuciła je na fotel. Otworzyła wszystkie troje drzwi starej, trzydrzwiowej szafy z lustrem na środkowych drzwiach i szybko zlustrowała całą jej zawartość. Podparła się pod boki. No dobra, pomyślała, w czym się mogę Bolkowi najbardziej podobać? Zdziwiło ją, jak długo już nie myślała o ubraniach w ten sposób. Zostawiła otwartą szafę, bo jakoś nie mogła się zdecydować. Może po prysznicu spłynie na nią jakaś modowa inspiracja.


Julia wyszła z pokoju. Dopiero teraz zauważyła, że w łazience pali się światło. Szarpnęła za klamkę. Drzwi były zamknięte, ale w środku było podejrzanie cicho. Zaczęła w nerwach kilka razy szarpać klamkę i jednocześnie walić pięścią do drzwi.

- Olka! – Julia wydarła strasznie głośno. Dziw bierze, że nie pękła mleczna szybka w drzwiach i że wujek na dole nie dostał zawału. Jezu, a może dostał? - Wyłaź wreszcie! Co tam robisz tyle czasu! Potrzebuję tej łazienki. Ile można się pindrować przed snem?!

- Mama?! – ze środka dobiegł przerażony młody głos. I Julia usłyszała, jak jej córka upuściła coś, co spadło z hukiem na kafelki. – Wcale się nie pindruję!
******************
I co, nie spodziewaliście się, prawda?
Pozdrawiam
M.
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
Wypowiedz się:
Jeśli zostawisz to pole puste przypiszemy Ci losową ksywę.
Publikacja czyichś danych osobowych bez zezwolenia czy użycie zwrotów obraźliwych podlega odpowiedzialności karnej i będzie skutkować przekazaniem danych publikującego organom ścigania.
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii i wypowiedzi, a osoba zamieszczająca wypowiedź może ponieść za jej treść odpowiedzialność karną i cywilną. Bolec.Info zastrzega sobie prawo do moderowania wszystkich opublikowanych wypowiedzi, jednak nie bierze na siebie takiego obowiązku. Pamiętaj, że dodając zdjęcie deklarujesz, że jesteś jego autorem i przekazujesz Wydawcy Bolec.Info prawa do jego publikacji i udostępniania. Umieszczając cudze zdjęcia możesz złamać prawo autorskie. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za publikowane zdjęcia.
REKLAMA Villaro zaprasza